Klimat Gminy Korczyna najwyraźniej służy długowieczności. 9 października do szanownego grona najbardziej długowiecznych seniorów dołączyła pani Maria Gazda. Dostojną jubilatkę odwiedzili Zastępca Wójta Gminy Katarzyna Urbanek i Dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Wojciech Tomkiewicz by wraz z najbliższą rodziną cieszyć się wyjątkową rocznicą.
Katarzyna Urbanek wręczyła pani Marii list gratulacyjny Wójta Gminy Korczyna Jana Zycha oraz bony upominkowe, a Wojciech Tomkiewicz – bukiet kwiatów.
Pani Maria urodziła się w Korczynie. Dom rodzinny jubilatki znajdował się w najwyższej części wsi (a wówczas – miasteczka), w przysiółku Działy. Dzieciństwo pani Marii nie było łatwe, jej mama zmarła niecałe dwa lata po porodzie. Dziewczynka została oddana pod opiekę babci. Ojciec dorabiał do gospodarki jako tkacz, sztukę pracy na krośnie poznała również pani Maria. Wytworzone domowymi sposobami płótno, a później chodniki noszono, oczywiście piechotą, na sprzedaż do krośnieńskiej „Lnianki”.
Dziś trudno uwierzyć jakie problemy pokonywali w tamtych czasach ludzie. Jubilatka dobrze pamięta zimę 1929 roku, wyjątkowo mroźną i śnieżną. Ostatni raz do szkoły w Korczynie poszła w listopadzie, zanim śnieg zasypał wszystkie drogi. W szkolnej ławie zasiadła ponownie dopiero „na Józefa”, czyli w marcu następnego roku.
Szczególnym problemem był dostęp do wody. W położonym blisko szczytu gospodarstwie nie było własnej studni, mieszkańcy domu chodzili po nią ok. sto metrów do źródła położonego na gruncie sąsiada. Niekiedy było tak ślisko, że trzeba było przypiąć się pasami do drugiej osoby. Obwiązywano też buty szmatami, by mniej ślizgały się po oblodzonym zejściu. Wodę noszono oczywiście w wiadrach, zawieszonych na koromysłach (rodzaju nosidła zawieszanego na plecach). Wiadra, czy raczej konwie były drewniane. Pierwsze „nowoczesne” wiadro blaszane pani Maria dostała… na ślubny prezent!
Któregoś dnia, jeszcze przed wojną, panią Marię okradziono z całego, skromnego zresztą, dobytku. Dziewczyna zmuszona była chodzić w koszuli nocnej, a idąc do kościoła zakładała babciną, dużą chustę, zachodziła w niej do koleżanki, od której pożyczała „niedzielne” ubranie.
Później przyszła wojna.. Maria Gazda wyszła za mąż, a w dwa tygodnie po ślubie otrzymała… skierowanie na roboty przymusowe do Niemiec. Wyjechało tam wielu jej znajomych. Jej samej udało się jednak uniknąć wojennej tułaczki. Seniorka wspomina też, że obok jej domu rozmieszczono stanowiska sowieckiej artylerii, ostrzeliwującej Niemców stacjonujących na Zagórzu.
Podczas okupacji niemieckiej w sąsiedztwie jubilatki ukrywani byli Żydzi. Maria Gazda wspomina, że jeść przychodzili do jej domu – każdy starał się pomagać jak tylko mógł.
Pani Maria pamięta również generała Stanisława Szeptyckiego. Jak opowiada, widywała go w kościele, siedzącego blisko ołtarza. Uczestniczyła też w jego pogrzebie w roku 1950.
Jubilatka cieszy się dobrym zdrowiem i ogromną jasnością umysłu. Z zainteresowaniem słucha radia, doskonale pamięta wiele historii ze swojego życia. W życiu towarzyszyła jej muzyka, codziennym obowiązkom zawsze towarzyszyło nucenie melodii. Dochowała się córki i dwóch synów, siedmiorga wnuków i ośmiorga prawnuków.
Recepta pani Marii Gazdy na długowieczność? Prócz wrodzonej pracowitości i pogody ducha… Stulatka lubi czasem skosztować mały łyk piwa, który podobno najlepiej smakuje wtedy, gdy wypity jest w towarzystwie wnuka.
Dla jubilatki takiej jak pani Maria sto lat to za mało, z całego serca życzymy jej dwustu kolejnych lat!